PODZIEL SIĘ

Chodząc po górach czasami (oby jak najmniej) widujemy helikopter lecący na akcję. Wszyscy podziwiamy TOPR-owców, ale tak na dobrą sprawę to wiemy o nich mało. Są dla nas często anonimowymi ludźmi, którzy ratują w górach.

Mam wrażenie, że mało ich doceniamy. Zawsze są na każde wezwanie, pomogą. Często osobom, której pomocy nie potrzebują.

Książka Beaty Sabały-Zielińskiej otworzyła mi szeroko oczy na pracę tych wspaniałych ludzi. TOPR-owcy są w stanie odejść do wigilijnego stołu, tylko po to, aby wyruszyć w góry i ratować ludzi. To co mnie uderzyło to spora lekkomyślność turystów. Wychodzą w góry bez odpowiedniego przygotowania, bez mapy, bez wiedzy o terenie, w którym mają się poruszać. Ot, tak. Idą sobie w góry i jakoś to będzie.

Ta książka to blisko 350 stron przejmującej lektury. Poznajemy anonimowych do tej pory ratowników. Są to ludzie z krwi i kości, którzy każdego dnia ryzykują życie dla innych.

Książka jest pasjonującą opowieści o służbie współczesnych gladiatorów i czyta się ją jednym tchem. Poznajemy specyfikację wszystkich rodzajów działalności TOPR-u, czyli np. jaskiniową, śmigłowcową itp. „TOPR. Żeby inni mogli przeżyć” czyta się jednak ze smutkiem, bo o ile nasi ratownicy to światowa czołówka, która jest świetnie wyszkolona, o tyle ich wynagrodzenie jest po prostu śmieszne. Bycie TOPR-owcem to w dużej mierze pasja.

Dlatego jeżeli spotkacie ratowników warto im podziękować za to co robią. Zaufać i nigdy nie mieć do nich pretensji, bo z tej książki można się dowiedzieć, że bywają i takie sytuację.

Książkę „TOPR. Żeby inni mogli przeżyć” jest dla każdego miłośnika Tatr. Warto ją przeczytać!

BRAK KOMENTARZY

ZOSTAW ODPOWIEDŹ